Bp Mering: nie wolno nam zapomnieć o Prymasie Wyszyńskim
15 lipca 2019 r., foto: info.wiara.plPrymas Wyszyński jest dla nas wzorem i autorytetem, dlatego nie wolno nam o nim ani o jego nauczaniu zapominać - mówi portalowi diecezja.wloclawek.pl ksiądz biskup Wiesław Mering.
diecezja.wloclawek.pl: Za trzy tygodnie (3 sierpnia) będziemy przeżywać 95. rocznicę święceń kapłańskich sługi Bożego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz 118. rocznicę jego urodzin. We Włocławku obchody te będą miały wyjątkowy charakter. Dlaczego?
Ks. Biskup: Wyjątkowość ta wynika z kilku powodów. Przede wszystkim kardynał Wyszyński związany jest Włocławkiem i diecezją włocławską od młodzieńczych lat: tu kończył liceum im. Piusa X (Niższe Seminarium Duchowne), potem wstąpił tu do Wyższego Seminarium Duchownego i w 1924 r., we włocławskiej katerze, w kaplicy Matki Bożej, przyjął święcenia kapłańskie. Jest więc prezbiterem naszej diecezji. Pracował tu jako wikariusz, redagował tygodnik diecezjalny, którego spadkobiercą jest dzisiejszy „Ład Boży” w tygodniku „Idziemy”, a od 1933 r. kierował najstarszym pismem teologicznym w Polsce - „Ateneum Kapłańskim”, wydawanym we Włocławku i będącym do dziś bardzo ważnym i cenionym periodykiem naukowym. To są główne powody dla których chcemy uczcić Księdza Kardynała. Zewnętrznym wyrazem pielęgnowania tej pamięci będzie odsłonięcie i poświęcenie portretu Prymasa Tysiąclecia, ufundowanego przez Civitas Christiana, organizację, której patronuje kardynał Wyszyński.
Ksiądz Biskup miał możliwość poznać osobiście kardynała Wyszyńskiego. Jakim człowiekiem był prywatnie? Jak Ksiądz Biskup zapamiętał tamte spotkania?
Choć różnica pokoleń między mną, a kardynałem Wyszyńskim jest znaczna, to jednak kilka razy miałem okazję zetknąć się z ówczesnym Prymasem Polski. Jedno z takich najpiękniejszych i najbardziej swobodnych spotkań miało miejsce w Warszawie. Byłem wtedy studentem ATK, gdzie przygotowywałem doktorat. Pewnego razu zostałem zaproszony na jedną z parafialnych uroczystości na Mokotowie, na zakończenie której miała miejsce kolacja z udziałem Księdza Kardynała. Tam właśnie zostałem mu przedstawiony, dzięki czemu mogliśmy porozmawiać. Ksiądz Prymas zapytał mnie co robię w Warszawie. Odpowiedziałem, że jestem na studiach, że piszę pracę doktorską i że jest to dość kłopotliwe, bo dość dużo kosztuje. I wtedy Prymas Wyszyński powiedział słowa, które zapamiętałem do dziś: „Nic dziwnego: złote myśli kosztują wiele złotówek”. Był przy tym szalenie ojcowski. Ale ogromne ciepło i sympatię Księdza Kardynała wyczuwało się wobec każdego z obecnych.
Równie silnie zapisała się w mojej świadomości wizyta Księdza Kardynała na KUL-u. Zawsze przyjeżdżał na inaugurację roku akademickiego (wtedy KUL był właściwie jedyną katolicką uczelnią, do której Kościół się przyznawał). Chciałbym jednak wspomnieć jego pobyt w 1966 roku z racji Tysiąclecia Chrztu Polski. Wtedy na dziedzińcu KUL-u stanęło dwóch wielkich ludzi: prymas Wyszyński i kardynał Wojtyła! Byliśmy dumni z naszych pasterzy. Utożsamialiśmy się w nimi. Podczas tego spotkania Ksiądz Prymas mówił o roli i znaczeniu uniwersytetu katolickiego w kulturze polskiej oraz potrzebie solidnego kształcenia.
Co najbardziej fascynowało Waszą Ekscelencję w życiu i nauczaniu kardynała Wyszyńskiego i czy jego osoba miała szczególny wpływ na życie czy życiowe decyzje Księdza Biskupa?
Bardzo podziwiałem Księdza Kardynała. Pamiętam, że jako uczeń X klasy (czyli w ówczesnym systemie kształcenia rok przed maturą), napisałem list do Księdza Prymasa. Chciałem posłać jakiś znak mojej solidarności z nim. Zapewniłem, że śledzę jego wypowiedzi, że jestem z niego dumny i cieszę się, że taki człowiek stoi na czele Kościoła w Polsce. Ku mojemu zdziwieniu, po pewnym czasie otrzymałem odpowiedź od Księdza Kardynała. Wszyscy wtedy podziwialiśmy męstwo Księdza Prymasa. On nigdy nie jątrzył. Zdumieni byliśmy jego gotowością przyjęcia nawet prześladowań dla dobra Bożej sprawy. Doskonale wiedział, co ściąga na siebie nie zgadzając się na szykanowanie Kościoła przez władze komunistyczne.
Imponowała mi też jego gotowość do obrony polskości, narodu, Ojczyzny. Dziś bardzo mało mówi się o tych wartościach. Co więcej, chciałoby się wszystko rozmyć, zrównać, ale w tamtych czasach Europa, to była Europa Ojczyzn. Właśnie odrębność tradycji, kultury, sprawiała, że dany kraj stawał się ciekawy i atrakcyjny dla drugiego, ale budził też szacunek u innych.
Kolejna rzecz godna podkreślenia, to miłość Księdza Kardynała do Kościoła. Znalazłem jego piękny tekst dotyczący tej właśnie kwestii. „Gdybym miał nadzieję odzyskania wolności za cenę najdrobniejszego upokorzenia Kościoła, wybrałbym dozgonną niewolę”. Mówił to w 1955 r. To był szczyt stalinizmu, ale nawet to nie skusiło Księdza Prymasa do zdrady Kościoła. W tym kontekście zawsze myślę o męczennikach z Dachau. Oni też byli kuszeni wolnością, spokojem, dostatkiem, byle tylko wyrzekli się Ojczyzny, Kościoła czy Chrystusa. Żaden z nich takiej pokusie nie uległ. Słynna jest wypowiedź pani doktor Wandy Półtawskiej, która powiedziała do niemieckiego funkcjonariusza w czasie II wojny światowej: „Jesteśmy Polkami. One nie są gotowe do świństw. Nawet za najwyższą cenę”. Tak właśnie myślało pokolenie Prymasa Tysiąclecia - dumne ze swojej polskości. Dlatego z takim szacunkiem patrzę na jego osobę. Trzeba jednak powiedzieć, że miłość do Ojczyzny, do Kościoła i kapłaństwa wyniósł ze swojego rodzinnego domu, od ojca, który często modlił się przed obrazem Matki Bożej, czczonym w jego parafii, aż po dzień dzisiejszy. To są piękne momenty jego życiorysu.
Rzeczywiście, rodzinny dom to pierwsza szkoła wiary, modlitwy, patriotyzmu. Ale czy my, Polacy, byliśmy równie wdzięcznymi uczniami Księdza Prymasa? Jaki był odbiór jego słów w tamtym czasie i jaka aura panowała wokół niego?
To jest bardzo ważne pytanie. Byłem naocznym świadkiem spotkań Księdza Prymasa z wiernymi i mogę powiedzieć z całą pewnością: ludzie go kochali. Po prostu kochali. Dla nas był to największy człowiek jakiego nosiła polska ziemia (oczywiście do czasów Jana Pawła II). Zapamiętałem jedną scenę z uroczystości Tysiąclecia Chrztu Polski. Jako student KUL-u poszedłem do katedry lubelskiej na Mszę św. z Prymasem Wyszyńskim. Jakieś 15 minut przed Eucharystią Ksiądz Prymas wyszedł z pałacu biskupiego, aby udać się do katedry. Gdy ludzie go zobaczyli, niczym zboże pod wpływem wichru, pochylili się w jego stronę. Chcieli się go dotknąć, zamienić choć jedno słowo, uzyskać indywidualne błogosławieństwo. Tego obrazu nie da się zapomnieć. Takie sceny widziałem potem tylko wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Ale nigdy wobec żadnego innego prymasa czy biskupa. Ludzie kochali kardynała Wyszyńskiego i czuli się przez niego kochani, szanowani. On tym prostym ludziom mówił o ich wielkości i godności; o tym, że mają prawo być wolni; że są stworzeni z miłości przez Boga, a miłość musi iść zawsze w parze z wolnością.
Ale nie wszyscy słuchali go z taką czcią i szacunkiem…
Niestety… Zupełnie inaczej wobec Księdza Prymasa zachowywała się część inteligencji: ta, która uważała się za lepszą, mądrzejszą. Sam byłem świadkiem, jak kilku profesorów teologii ze środowiska „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” czy niektórych Klubów Inteligencji Katolickiej, wręcz wyśmiewało propozycję kardynała Wyszyńskiego dotyczącą niewoli miłości: „za wolność Kościoła - niewola miłości u Maryi”. Do tej sytuacji nawiązał później papież Jan Paweł II, mówiąc, że nie zawsze Kościół miał wśród inteligencji takie poparcie, jakiego mógł się spodziewać. Ale także dzisiaj mamy ludzi, którzy myślą o sobie z przekonaniem o własnej wyższości. Zacytuję tu choćby pana Hartmanna, który pisze: „miliony was, chamy. Miliony. I co mamy z wami zrobić? Przyjdzie na was czas. A jak nie na was, to na wasze dzieci. Weźmiemy szturmem wasze szkoły. Zwabimy was podstępem do teatru. Wyślemy wasze dzieci w świat”. Tak wyraził się w marcu 2018 r., profesor jednej z najstarszych i najczcigodniejszych uczelni - Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podobnych wypowiedzi jest więcej: choćby wyśmiewanie ludzi na plaży, przez których rzekomo nie można się swobodnie opalać. Czegoś takiego nie dało się dopatrzeć w nauczaniu kardynała Wyszyńskiego.
Spuścizna po kardynale Wyszyńskim to nie tylko wypowiedziane przez niego słowa, ale także świadectwo życia. Jak Ksiądz Biskup sądzi, które postawy wielkiego Prymasa Polski należałoby przenieść na współczesny grunt?
Myślę, że przede wszystkim jego szacunek wobec drugiego człowieka oraz gotowość do rozmowy ze wszystkimi, nawet z tymi, do których mógł mieć słuszne pretensje. Kiedy ktoś prosił go o spotkanie, on zawsze był gotów poświęcić swój czas i wysłuchać drugiego człowieka.
Kolejna rzecz to podkreślanie godności człowieka, niezależnie od jego pozycji czy wykształcenia. Zwyczajny, prosty człowiek, ale uczciwy, solidny, sprawiedliwy był dla niego „ważniejszy” niż wykształcony, który gardził innymi ludźmi.
Następnie, troska o młode pokolenia. Wyrażała się ona w zainteresowaniu szkolnictwem, uniwersytetami. Dzisiaj widzimy jak było to prorocze. Ksiądz Prymas jakby przewidywał atak na instytucje, który dziś obserwujemy: neomarksistowska propaganda, marsz przez instytucje - on to czuł; on wiedział, że tak będzie. Uważał, że polska szkoła powinna uczyć dumy z narodu i jego historii, opierając się na prawdzie, czyli ukazując wielkie, ale i nieudane momenty w dziejach Ojczyzny.
Kardynał Wyszyński był też człowiekiem, który nie miał poczucia wyższości. Wszystkie jego kazania, książki, artykuły pokazują konieczność miłości do człowieka: nie ślepej i głupiej, ale zatroskanej o jego dobro. Znana jest taka scena z życia młodego ks. Wyszyńskiego, który w czasie wojny patrzył na płonącą Warszawę. W pewnym momencie wiatr przyniósł kawałek nadpalonego papieru, na którym było napisane: „Będziesz miłował”. Reszta kartki była nadpalona. Ksiądz Prymas odczytał to jako swoją misję, dlatego przykazanie to, będące sercem chrześcijaństwa, próbował realizować na co dzień.
Ponadto nie można pominąć jego sposobu kierowania Episkopatem. Prowadził go silną ręką. Polscy biskupi zajmowali wtedy jednolite stanowisko we wszystkich istotnych sprawach. Po kardynale Wyszyńskim już żaden prymas nie miał takiego autorytetu. To prawda, rola prymasa dziś się zmieniła, ale z kardynałem Wyszyńskim liczyli się wszyscy.
I wreszcie - jego ostrożność w reformowaniu Kościoła. To prawda, Kościół musi być reformowany, musi się zmieniać; ale tej przemiany, może dokonywać tylko ten, kto Kościół naprawdę kocha, utożsamia się z nim i chce jego dobra. Prymas Wyszyński doskonale wiedział, że nienawiścią nie zbudujemy niczego dobrego. Był też ostrożny w przyjmowaniu wszystkich nowych trendów w Kościele; historia po latach przyznała mu rację. Bałagan, który zakrada się dzisiaj do Kościoła, te „dymy Szatana”, o których mówił Paweł VI, są prawdziwie obecne, powodując zmartwienie i niepokój zarówno u duchownych jak i świeckich.
To wszystko sprawia, że kardynał Wyszyński może i powinien być wzorem dla nas, chrześcijan, Polaków XXI w.
Oczywiście, prymas Wyszyński jest wciąż dla nas wzorem i autorytetem. Bez wątpienia godnym naśladowania jest jego utożsamienie z Kościołem, wierność Ewangelii, praca dla Ojczyzny czy rozumienie chrześcijaństwa jako fundamentu zdrowych relacji społecznych w naszym kraju. Warto też wspomnieć szacunek kardynała Wyszyńskiego dla innych wyznań, ale bez rozmywania naszej, katolickiej tożsamości czy umiejętność stawiania wymagań, przede wszystkim sobie. Te same akcenty znajdujemy w nauczaniu Ojca Świętego Jana Pawła II, który liście do rodaków (z 23 października 1978 r.) pisze m.in.: „Umiłowany Księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża Polaka, który dziś rozpoczyna pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”. Jan Paweł II, wielki święty, głowa Kościoła, który przez wiele lat współpracował z księdzem kardynałem Wyszyńskim, doskonale wiedział co mówi. On był najbardziej upoważniony, żeby taką ocenę Prymasowi Tysiąclecia wystawić. A prymas Wyszyński rzeczywiście był w swoich czasach ojcem i królem narodu, jaki stanowiła Polska. Dlatego nie wolno nam o nim ani o jego nauczaniu zapominać.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał ks. Andrzej Tomalak